Ostrzegam przed podejmowaniem pracy w cukierni SOWA bez względu na punkt, menadżerka stosuje mobbing, przeklina, zmienia grafik 5 razy w ciągu tygodnia a kiedy oświadczasz ze miałeś już coś zaplanowane na dany dzień wydziera się i szantażuje mówiąc ze to rozkaz pracowniczy. Wykorzystuje naiwne osoby z umowa na okres próbny po czym idąc jej na rękę i zostając po godzinach jesteś zwolniony z dnia na dzień. Dziewczyny nabijają we dwie/trzy w ciągu dnia na jednej kasie po czym dostają kartki do koperty miesiąc później bez poinformowania o manku na przeróżne kwoty, gdyż kasy nie są kilkakrotnie sprawdzane. Napiwki - to jest chyba najśmieszniejsze : są rozliczane z szefem do którego trafia 50% kwoty z całego miesiąca każdego pracownika. Jesteś sprzedawco/sprzątaczka a przede wszystkim popychadłem, które odpowiada za coś czego nie zrobiła wcześniejsza zmiana bez względu na to czy miało się tydzień wolnego czy miesiąc i tak zostaniesz zrównany z dnem przez panią manager. Zostajesz zmuszany do sprzątania chłodni bez odkrycia wierzchniego w dodatku przy bardzo niskich temperaturach co skutkuje choroba a później pretensjami ze strony managera. Za wszystko odpowiadasz bez względu czy to twoja wina czy tez nie i tak zostanie pobrane ci z wypłaty. Nie przysługuje ci nic, żadna kawa, nawet złamane ciastko. Czasami zdarzało się ze miały być na zmianie 3 osoby (2 kasjerów 1 kelnerka)w sobotę/niedziele jednak jesteś we 2 osoby przy ciągłym ruchu co uniemożliwia skorzystanie z toalety a przede wszystkim udanie się na przysługująca przerwę. Reasumując idąc na zmianę 6 godzinna możesz spędzić tam niechcący nawet cały dzień gdyż manager zmusi cie abyś został w pracy za kogoś kto ma l4 (manager o tym wie wcześniej jednak daje ci to do zrozumienia na swojej zmianie). Mozna byłoby jeszcze pisać i pisać w nieskończoność, jednym słowem odradzam ! Gdyby zmienić managera głównego to byłaby świetna fucha dla kogoś rozgadanego i lubiącego kontakt z klientem na to nie można narzekać jednak plusów jest nieporównywalnie w stosunku do minusów .
Opinia 2:
Pracowałam tam prawie rok ale nie było wtedy mowy o napiwkach (nawet -50%), mimo to klienci zostawiali tipy, które lądowały w kasie i traktowane były przez panią M. jako "nienabicie towaru na kasę" tak więc nie tylko trzeba się było martwić tym że w kasie może brakować ale też że (o zgrozo) jest nadstan.
Generalnie prócz wiecznych humorów i skrajnych nastrojów M. występowała dosyć spora faworyzacja niektórych osób.Głownie tych pozbawionych życia prywatnego, będących w stanie pojawić się w pracy na każde zawołanie, odbierających telefony w godzinach nocnych i zostających w pracy na bezpłatnych nadgodzinach. Tak rodzili się kierownicy. Ci, którzy mieli psa, chłopaka lub uczelnie mogli się nasłuchać, że są idiotami a grafik (mimo wcześniejszych ustaleń) zawsze nachodził na te dni które miały być wolne. L4? hahahah.... możesz wziąć ale to tak jakby brało się wolne podczas wypowiedzenia.
Historię z chłodnia warto rozwinąć o fakt, że robiła to z premedytacją rzucając "a niech zamarznie" lub "nie chce na nią patrzeć, niech idzie szorować chłodnie".
Koleżanka nie wspomniała też o pensji (stawka była dobra, nie można tego powiedzieć ale przypuszczam że to tylko dla tego że M. jej nie ustalała) ale chodzi o sposób jej wypłaty: 3 raty. na początku miesiąca, w środku i gdzieś pod koniec. I nigdy człowiek tak naprawdę nie wiedział kiedy ile i kiedy dostanie. Plus wypowiedzenia, z reguły przyznawane grupowo z bliżej nieokreślonych przyczyn uzasadnione decyzją szefa lub wcale ewentualnie "Ty dobrze wiesz za co". I po takim komentarzu można było się później dowiedzieć że jest się złodziejem.
Opinia 3:
Miałam okazję pracować w tym słodkim miejscu przez rok. Świątki piątki wiadomo - gastronomia trzeba pracować ale tutaj normą było dzwonienie o 6 rano by kogoś zamienić. Najlepiej przyjść od 6 do 23. Wieczne zmiany w grafiku. Tym sposobem łatwo dochodziło się do 240h w miesiącu i pozbywało życia prywatnego na wzór Pani M. chodzi o sam fakt komunikacji. Z reguły chodziła jak robot zawieszając się w połowie zdania by za chwile powiedzieć Ci że wyglądasz jak gówno lub masz umysł sześciolatki. Przerwy w pracy istniały, owszem ale tylko teoretyczne. Jeśli w ciągu trzynastogodzinnej zmiany człowiek usiadł i wziął coś do buzi można było usłyszeć "znowu żresz?!".
Warunkiem przejścia rekrutacji były głównie twarzowe, po dniu próbnym nowej osoby padało pytanie "I jak? ładna?" albo "a nie sądzisz, że ona jest brzydka?" Powodem zwolnienia było zawsze "nie muszę Ci podawać powodu" lub ewentualnie "decyzja szefa".
Szkoda bo jeśli chodzi o warunki zatrudnienia to 9zł na rękę i 15zł/h w święta to przyzwoita stawka jak na gastronomie. Umowa o pracę też jest dużym plusem i wyjazdy na szkolenia, które są w pełni opłacane przez pracodawcę.
Niestety zachowanie M. sprawia, że człowiek sam zaczyna świrować i po nocach śnią się torty
Jeżeli chodzi o pracę w cukierni o zgadzam się wszystko to jest prawdą, Ja miałam okazję doświadczyć na własnej skórze, jak niektórym panienkom z Kielc na Masalskiego odbija stanowisko, jak pomiata nowo przyjętymi osobami, traktuje Je bez zahamowania bardzo nisko i pokazuje przy niej, że faworyzuje inne osoby, a szefowa na to pozwala.
OdpowiedzUsuń